czwartek, 25 października 2012

[05]. Starcie



Tak oto przed Wami rozdział 5!
Drodzy czytelnicy! Gorąco pozdrawiam wszystkich, którzy tak wiernie czytają to opowiadanie! Musze przyznać, że tylko dzięki Wam nie uczę się pojęć typu „klimatyzacja grawitacyjna, polimeraza”, tj. nie wkuwam wyposażenia technicznego i inżynierii genetycznej. ^.^’  I tutaj uwaga do wszystkich gimnazjalistów: ludzie, to są najpiękniejsze lata na spełnienie swojego hobby, realizujcie się! Jeśli traficie do takiego technikum, jak ja… Cóż, może być ciężej, ale jak się chce, to można wszystko!
Z prawej strony pojawiła się ankieta. Chce po prostu sprawdzić, ile łącznie osób czyta moje opowiadanie, nie tylko komentujący. Mam nadzieję, że oddacie głos. ;p
Wracając do tematu: oto rozdział V. Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się następny. Mam nadzieję, że prędko. Miłego czytania!!!
_____________________________


[Mizobe, 22 września 1916r. ]

   Blade światło księżyca przedzierało się przez korony drzew, oświetlając średniej wielkości, leśny dukt. Wokół panował mrok, widoczność nie przekraczała dziesięciu metrów. Bracia Elric powolnym krokiem kierowali się przed siebie, uważnie nasłuchując odgłosów nocy.
 - Szlag... Dlaczego zgubiliśmy go w takim miejscu!? - spytał przyciszonym głosem Ed.
 - Myślę, że od początku to planował.
   Stalowy Alchemik przeklął, odgarniając sprzed twarzy gałąź sosny.
 - Nienawidzę błądzić po lesie w środku nocy. Jest ciemno jak nie powiem gdzie, i ta złowroga cisza...
 - Boisz się, Edziu?
   Słysząc rozbawiony głos brata, Edward ze złością zacisnął dłonie w pięści. On, Stalowy Alchemik ma bać się zwykłego lasu? Nic z tych rzeczy! Był trochę niespokojny, czuł się mniej pewnie niż zwykle, ale żeby od razu się bać?
 - Nie, Al. Po prostu działa mi to na nerwy... - odparł spokojnym tonem.
   Dalej szli w milczeniu, uważnie skupiając się na drodze. Starali się wsłuchać w odgłosy lasu, mieli nadzieję, że w ten sposób zlokalizują mordercę. Oczywiście, o ile nadal jest w pobliżu...
   Kiedy mijali jeden z przydrożnych gąszczy, nagle coś w nim zaszeleściło i zerwało się do biegu. Alphonse stał jak wmurowany, natomiast Ed nie zdołał powstrzymać krzyku. Kiedy wszystko ucichło wstrzymali oddech, uważnie nasłuchując.
 - T-To tylko zwykły lis...
   Alchemik Duszy westchnął cicho, opierając się ręką o pobliski pień drzewa. Miał dość bezsensownego błądzenia po lesie. Morderca pewnie znajduje się daleko stąd i cieszy się z faktu, że wyprowadził ich na przysłowiowe manowce.
 - Edziu, powinniśmy wracać. To nie ma…
   Nie zdążył dokończyć, ponieważ kilka metrów za plecami Stalowego Alchemika błysnęło niebieskie światło, a do ich uszu doleciał charakterystyczny odgłos transmutacji. W ostatnim momencie Al stworzył kamienną ścianę, unikając spotkania z ostrymi pociskami wielkości ludzkiej ręki.
 - Cholera, a jednak tu jest! – warknął Ed.
   Zacisnął dłoń na rękojeści stworzonego wcześniej sztyletu, po czym wyjrzał zza ściany. Jego oczom ukazała się sylwetka mężczyzny, z całą pewnością tego samego, który zaatakował Milę Jones. Płaszcz mordercy powiewał lekko przy podmuchach jesiennego wiatru, a kąciki ust unosiły się w kpiącym uśmiechu.
 - Zamierzacie się przede mną ukrywać? – spytał rozbawiony.
 - Żartujesz!?
   Edward zaatakował, mierząc ostrzem w prawe ramię przeciwnika. Mężczyzna zwinnie sparował jego cios, przez co blondyn zwyczajnie koło niego przebiegł. Alphonse zaatakował w tym samym czasie alchemią, jednak na nic się to nie zdało. Morderca odskoczył w tył, posyłając w ich stronę kamienne bloki. Po okolicy rozniósł się huk, a w powietrze wzbiły się kłęby kurzu.
 - Cholera... Nie doceniłem go – przyznał Stalowy.
   Stanęli plecami do siebie, starając się dostrzec coś między drobinkami pyłu. Przyjęli pozycję obronną wiedząc, że mężczyzna może zaatakować w każdej chwili, a co gorsza, z każdej strony.
 - Słynni bracia Elric... Myślałem, że jesteście potężniejsi.
   Drgnęli, słysząc rozbawiony, męski głos. Edward przygryzł wargi, przez chwilę mając szczerą ochotę po prostu się wydrzeć.
 - Uspokój się, to nie ma sensu... - powtarzał w myślach. - Trzeba załatwić to w inny sposób, na spokojnie.

 
- Dlaczego to robisz? - spytał w końcu, siląc się na spokojny ton.
 - Hm...? Co takiego?
 - Dlaczego mordujesz mieszkańców Mizobe?
   Przez chwilę panowała cisza. Pył opadł, dzięki czemu bracia znów widzieli zarys sylwetki wroga. Mężczyzna stał kilka metrów dalej, opierając się plecami o stary, rozłożysty dąb. Nagle zaśmiał się, lekko pochylając w przód.
 - Dostałem takie zadanie. Poza tym myślę, że to zabawne.
   Bracia poczuli obrzydzenia, a po ich plecach przebiegły nieprzyjemne ciarki. Od pięciu lat mieli bezpośrednią styczność z armią, słyszeli i widzieli nie jedno. Mimo to, nadal posiadali wewnętrzną wrażliwość. Wciąż byli dziećmi, nie potrafili spokojnie reagować na tego typu nastawienie do świata. Krótko mówiąc: w tej chwili wszelkie opanowanie szlag jasny trafił.
 - Zabawne!? Co ty chrzanisz!?
   Alphonse zaatakował alchemią, posyłając w stronę mordercy wielką, kamienną dłoń. Mężczyzna uniknął jej bez większych trudności, jednak zaskoczył go Stalowy, który zaatakował od tyłu. Ostrze sztyletu drasnęło jego szyję, zrywając srebrny łańcuszek. Odskoczył w tył, przykładając dłoń do pulsującej rany.
 - Chyba powinienem zacząć walczyć na poważnie… - westchnął, poprawiając białe rękawiczki z kręgami transmutacyjnymi. – Koniec zabawy, panowie alchemicy.
   Uderzył dłońmi o ziemię, a wokół niego pojawiły się żółte strumienie energii. Bracia poczuli lekki powiew wiatru, który na moment ustał, aby powrócić z o wiele większą mocą. Zmuszeni byli osłonić twarze przed gałęziami i kamieniami, unoszonymi przez silny podmuch.
 - C-Co to ma być…!? – zawołał Al. – Alchemia powietrza…!?
 - Cholera, ten koleś działa mi na nerwy!
   Z każdą sekundą siła wiatru zwiększała się. Bracia nie zdążyli w porę zareagować – zostali porwani w powietrze, aby po chwili spotkać się z twardymi pniami pobliskich drzew. Zderzenie ogłuszyło ich nieco, osunęli się na ziemię.
   Morderca podniósł z ziemi sztylet należący do Edwarda, po czym powolnym krokiem zbliżył się do nich.
 - T-Ty gnoju…
   Stalowy Alchemik chciał zerwać się na równe nogi, jednak obolałe ciało uniemożliwiło mu gwałtowniejsze ruchy. Alphonse nie był w lepszym stanie. Wróg stał centralnie przed nimi, nie mogli użyć alchemii. Czuli, że ich serca walą jak oszalałe. Nic dziwnego, w takich sytuacjach adrenalina drastycznie się podnosi.
 - Miło było was poznać, jednak nasza znajomość kończy się w tym miejscu…
   Zamachnął się, chcąc zadać im śmiertelny cios. Nagle powietrze przeszył huk, a w pobliskie drzewo wbiła się srebrna kula. Morderca zamarł, przenosząc wzrok w stronę, z której pocisk został wystrzelony. Jego oczom ukazała się grupka wojskowych, na których czele stał sam pułkownik Green.
 - Uważajcie na braci Elric! – zawołał, nie odrywając wzroku od wroga. – Ognia!
   Za nim żołnierze pociągnęli za spust, morderca posłał w ich stronę małe tornado. Wirujące powietrze uniosło ich kilka metrów w górę, po czym brutalnie rzuciło nimi o twardy grunt. Dźwięk łamanych kości i przerażający krzyk bólu rozniósł się po okolicy.
   Ed, który zdołał się trochę otrząsnąć, zaatakował wroga. Rozpoczęła się długa wymiana ciosów, żaden z nich nie zamierzał przegrać.
   Pułkownik Green, który nie ucierpiał zbytnio przez alchemiczne tornado, wstał na równe nogi. Jęknął cicho, czując że jego prawe ramię jest mocno poobijane. Rozejrzał się wokół, po czym podniósł z ziemi pistolet i skierował lufę w stronę walczących.
 - Nie…!
   Al rzucił się w stronę mężczyzny, i w ostatniej chwili zmienił kierunek strzału. Pocisk wbił się w ziemię, kilka metrów od stup mordercy.
 - Co robisz!? – zawołał oburzony Green.
 - To ja powinienem o to spytać! – Alchemik Duszy był wściekły. – W tej sytuacji może trafić pan mojego brata!
   Pułkownik drgnął, mocniej zaciskając dłonie na broni. Utkwił wzrok w walczących, uważnie śledząc każdy ruch.
 - Nie pozwolę, aby morderca pozostał wolny.
 - Rozumiem, ale proszę pozostawić to w naszych rękach. Ranni potrzebują pomocy…
 - Dobrze, zajmę się tym.
   Alphonse skinął głową, po czym włączył się do walki. Bracia atakowali najlepiej jak potrafili: przy pomocy alchemii oraz wymianą ciosów, której nauczyła ich Izumi Curtis. Nie rozwiązywało to jednak problemu, morderca chronił się przed wszystkimi ciosami, zarazem atakując ich. Musieli przyznać, że był naprawdę silny. Jedyną szansę na wygraną dawała im przewaga liczebna.     
 - Czas na mnie.
   Mężczyzna stworzył silny, alchemiczny podmuch wiatru. Unoszący się w powietrzu pył sprawił, że Elricowie musieli osłonić oczy. Kiedy wszystko ucichło, po mordercy nie było śladu.
 - Cholera jasna...!
   Edward uderzył pięścią w pień pobliskiego drzewa. Był wściekły. Wydawało mu się, że schwytają mordercę bez większych problemów, jednak nie powiodło się. Mężczyzna okazał się silny, przechytrzył ich. Nic dziwnego, nie spodziewali się, że będzie władał alchemią powietrza...
 - Spokojnie, Edziu... - Alponse uspokajająco położył mu dłoń na ramieniu. - Następnym razem nie pozwolimy się przechytrzyć.
 - Być może, ale...
 - Teraz nic na to nie poradzimy. Musimy po prostu lepiej przygotować się do następnego starcia.
   Stalowy westchnął ciężko. Wciąż nie mógł pogodzić się z porażką, choć w duchu przyznał bratu rację. Był pewien, że jeszcze dziś odwiedzi bibliotekę i przeczyta wszystkie książki na temat alchemii powietrza.
 - W mieście na pewno słychać było odgłosy walki. Założę się, że służby medyczne są w drodze.
   Bracia przenieśli wzrok na pułkownika Green’a, który właśnie wstawał z klęczek. Zachwiał się lekko, jednak bez problemu utrzymał równowagę. Trzymał w dłoniach jakiś przedmiot i uważnie badał go wzrokiem.
 - Srebrny łańcuszek...? - szepnął jakby do siebie, po czym spojrzał na alchemików. - To wasze?
 - Nie, ale… - Alphonse uśmiechnął się szeroko, posyłając bratu znaczące spojrzenie. – Edziu, zerwałeś go z szyi mordercy, prawda?
 - Przypadkiem, ale tak.
   Elricowie zbliżyli się do wojskowego. Ed wziął łańcuszek z rąk Green’a i pokazał go bratu.
 - To zwykły łańcuszek. Wątpię, aby dzięki niemu udało się odkryć tożsamość mordercy… - Pułkownik podrapał się w tył głowy.
  - To się zobaczy. Którędy do Mizobe?
   Mężczyzna wskazał alchemikom drogę do miasta, nie bardzo rozumiejąc, co chodzi im po głowach. Widząc, że stan wojskowych nie jest tragiczny, a i tak w niczym nie pomogą, bracia szybkim krokiem skierowali się w stronę Mizobe. Po drodze prowadzili dyskusję na temat tego, jak wykorzystać naszyjnik do odnalezienia mordercy. Nie mieli gwarancji, czy to coś da, ale woleli działać, niż czekać na kolejny ruch wroga.

8 komentarzy:

  1. Nie powiem - wiele się tutaj wydarzyło, choć wciąż nie znamy dokładnej tożsamości mordercy. Zaskakujące jest to jak złożona jest psychika takiej osoby... Zabijanie dla zabawy? To już lepiej jakby chociaż miał jakiś WZGLĘDNIE ZROZUMIAŁY I DO PRZYJĘCIA motyw, a tak prezentuje się jak nieludzka, pozbawiona uczuć istota. I nic dziwnego, że bracia Elric zareagowali w taki, a nie inny sposób, bo mnie samą przebiegły ciarki. Nie spodziewałam się, że tak szybko go przygwożdżą, ale byłam przekonana, iż najpierw będą musieli zapoznać się z jego fizycznymi możliwościami, a dopiero wtedy wpadną na pomysł sensownego ataku. Sądzę, że ten naszyjnik, który Edward "zdobył" w czasie walki, może się im na coś przydać. Oglądając FMA nauczyłam się, że każdy detal ma szczególne znaczenie, nawet jeśli nie widać tego na pierwszy rzut oka.
    Bardzo ci dziękuję za komentarze pod dotychczas dodanymi rozdziałami. Zobowiązuję się do zrobienia tego samego, ale gdyby to ja tylko miała czas... Jak się znajdzie chwila, to na pewno to uczynię! (; Co do Twojego pytania - ten blog akurat nie jest poświęcony żadnemu zespołowi, choć postać Zico jest zapożyczona z Block B, ale nie ma on żadnego związku z prawdziwym wizerunkiem na łamach opowiadania.
    Będę wyczekiwać niecierpliwie następnego rozdziału. Naprawdę intryguje mnie myśl kto może być bezwzględnym mordercą z Mizobe...

    Tacos rule,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co? Zico? Uwielbiam Block B chociaż od niedawna. Co z tego, że nie ma ona żadnego związku z prawdziwym wizerunkiem. Chcę to przeczytać ;)

      Usuń
    2. O, jak miło! Mam nadzieję, że przypadnie ci do gustu. Jakiś tam związek ma... Ale jedynie pod względem osobowości, ale jako postać jest zupełnie inaczej wykreowany. Dziękuję za poświęcenie mi uwagi! (;

      Tacos rule,

      Usuń
  2. Rozdział pełen akcji - to lubię!
    Podoba mi się opis walki - szybki, dynamiczny, bez zbędnych dłuuuugich zdań. Przyjemnie się czyta.
    Wiedziałam, że zerwany naszyjnik będzie miał głębszy sens! Ni wiem jeszcze jaki, ale to już pozostawiam Tobie c;

    http://kota-paczy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Yo ;P
    Otom jam komentujem:
    - Hah... akcja z lisem zabawna.
    - "Płaszcz mordercy powiewał lekko przy podmuchach jesiennego wiatru, a kąciki ust unosiły się w kpiącym uśmiechu." i już w tle słychać piosenkę: tylko ja i moja przestrzeń xD
    - "Dostałem takie zadanie. Poza tym myślę, że to zabawne." - tego to ja nie wiedziałam albo nie pamiętam i właśnie dzięki temu zdaniu rozdział wydaje mi się bardziej ciekawszy i tajemniczy.
    - "Alphonse zaatakował alchemią, posyłając w stronę mordercy wielką, kamienną dłoń." - a trzeba było przybić piątkę a nie jak czytamy dalej "Mężczyzna uniknął jej bez większych trudności"
    - "Bracia poczuli lekki powiew wiatru," ja też go czuje i wyobrażam xD http://www.youtube.com/watch?v=DBWYFvIdmDk&list=PLE59CAD972A2327F0&index=17&feature=plpp_video
    - "alchemią powietrza" czuje się lekko urażona bo pomysł był mój ;D
    - "To się zobaczy. Którędy do Mizobe?" - normalnie jakbym siebie słyszała xD też lubię szybko zmieniać temat rozmowy.

    Podsumowanie:
    Rozdział super. Zaskoczona jestem mordercą. Fajny koleś. Może mnie z nim umówisz? xD Czekam na kolejny rozdział.

    Odnośnie ankiety:
    Musisz mi pomóc bo nie wiem na co mam zagłosować. Przedstawię Ci moją sytuację --> komentuje i czytam, ale czytam parę dni lub tygodni po dodaniu rozdziału, a gdy przeczytam komentuję. A więc na który punkt mama zagłosować?

    Ps. Kocham Cię i Twoje opowiadanie! Pisz dalej a będę znosić ustawy śmieciowe.
    Bye~~!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisałam komentarz i miałam już opublikować, ale wystąpił jakiś błąd i muszę od nowa pisać. -.-

    Rozdział mi się podobał. Uwielbiam taką akcję, poza tym Ty świetnie piszesz, że aż chce się czytać. :)

    Mam nadzieję, że bracia w końcu złapią tego faceta. Choć mam wrażenie, że to tak szybko nie nastąpi.

    Cieszę się, że bracia tak dobrze się dogadują :D

    Co by tu jeszcze...chyba starczy.

    Pozdrawiam i czekam na next. :)

    Kasumi

    OdpowiedzUsuń
  5. Straszniestraszniestraaaasznie nie lubię spamować, ale mimo wszystko jestem tutaj, ażeby poinformować o rozdziale trzecim na http://leagueofdreams.blogspot.com :3 Wybacz mi ten haniebny czyn i jeśli ci to przeszkadza - możesz usunąć.

    Tacos rule,

    OdpowiedzUsuń